Na aukcji w Devizes, na południu Anglii, po 10-minutowej walce pomiędzy nieznanymi uczestnikami, sprzedano skrzypce, na których grał członek orkiestry Titanica uspokajającej pasażerów, kiedy schodzili do szalup ratunkowych.
Skrzypce posiadają niewątpliwie długą i ciekawą historię – należały do Wallace’a Hartleya i posiadały inskrypcję od jego narzeczonej, by upamiętnić ich zaręczyny w 1910 roku – w komplecie był też skórzany futerał z inicjałami W.H.H., w którym to znaleziono skrzypce – przypięte do ciała muzyka. Na srebrnej tabliczce przytwierdzonej do instrumentu wygrawerowano słowa:
Dla Wallace’a, z okazji naszych zaręczyn. Od Marii.
Hartley wraz ze swoim zespołem zagrał na nich ostatnią pieśń jaka rozbrzmiała na pokładzie okrętu – „Nearer, My God to Thee”, czego polskim odpowiednikiem jest pieśń kościelne „Być bliżej Ciebie chcę”. Kapela wybrała służbę ludziom – nie próbowali się ratować, tylko grali, aż do zatopienia statku – wszyscy zginęli.
Andrew Alridge, który wycenia przedmioty w domu aukcyjnym Henry Alridge & Son, w którym odbyła się aukcja, wypowiada się następująco o eksponacie:
Symbolizują miłość, przez młodego człowieka, który przywiązał je do swojego ciała, z racji tego, że był to prezent od jego narzeczonej. (…) To także symbol odwagi. Wiedział, że nie będzie szalup ratunkowych. Symbolizują wszystko co dobre w ludziach, nie tylko w Wallace’ie Hartleyu i jego zespołowi, ale wszystkich mężczyznach, kobietach i dzieciach, które straciły tam życie.
Skrzypce zostały odnalezione 10 dni po zatopieniu Titanica, wewnątrz skórzanej torby, i przekazane zostały Marii Robinson. Nigdy nie wyszła za mąż, a po śmierci w 1939 roku, jej siostra przekazała skrzypce lokalnemu zespołowi Armii Zbawienia – korzystał z nich nauczyciel muzyki, po czym przekazane zostały nieznanemu właścicielowi.
Przez lata uważało się, że zostały zaginione, jednak w 2006 roku zostały odnalezione na strychu jednego z domów w Lancashire. Od tego czasu trwała debata na temat ich autentyczności, jednak po siedmiu latach wnikliwych badań, w marcu tego roku orzeczono o autentyczności instrumentu.
Cena wywoławcza wynosiła jedynie 50 funtów, a na jej temat żartował Alan Alridge, który przeprowadzał aukcję, mówiąc, że ustalił cenę tak niską, żeby dwóch jego przyjaciół mogło je kupić. Po kilku minutach pojawiła się cena 220 tysięcy funtów. Nie minęła chwila, a cena osiągnęła już 350 tysięcy funtów, co wywołało podziw zgromadzonych na aukcji osób.
Ostatecznie na polu walki zostało dwóch kupców, których reprezentowali ich ludzie – prowadzili aukcję przez telefon. Po niecałych 10 minutach aukcji rozbrzmiał dźwięk uderzanego młotka – po uiszczeniu opłat na rzecz domu aukcyjnego, cena wyniosła 1 050 030 funtów, czyli równowartość 5 187 148 złotych.
Aukcja ta pokazuje, jak wysoko ceni się przedmioty, które posiadają za sobą kawał historii. Nieznany kupiec był w stanie zapłacić, aż milion funtów, by kupić skrzypce. Jednak nie byle jakie skrzypce, a takie, z którymi wiąże się i część nowożytnej historii świata, i część miłosnej historii dwojga ludzi – w gablocie w domu, czy może w jakimś brytyjskim muzeum będą przywoływać piękne wspomnienia wszystkim, którym przyjdzie je podziwiać.
I być może to właśnie dzięki takim anonimowym kolekcjonerom nasza kultura przetrwała wieki.
Źródło: pursuitist.com
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.