W parze z wielką fortuną, idą ciekawe zachcianki. Najbogatsi ludzie świata lubią być w centrum uwagi, a nic tak nie przykuwa zdumionych spojrzeń, jak kontrowersje. Jedni latają w kosmos, inni kupują kluby piłkarskie. Zachcianki ludzi bogatych bywają różne, a jedynym ich ograniczeniem jest tak naprawdę tylko wyobraźnia.
Wielu ludzi marząc o nieprzebranym bogactwie, zastanawia się na co tak naprawdę by je przeznaczyło. Wielkie pieniądze są często przepustką do innego, „lepszego” świata. Przeciwnicy tej zasady przypominają, że „pieniądze szczęścia nie dają”, ale niewątpliwie otwierają możliwości niedostępne dla zwykłego śmiertelnika. Warto się zastanowić: jak bardzo zmieniłoby się nasze życie w przypadku wygranej w totka? Kupno pięknego, ociekającego luksusem domu, sportowego samochodu czy całoroczne podróżowanie to chyba najbardziej banalne sposoby udowodnienia swojej pozycji społecznej. Ale wiele osób z listy najbogatszych na świecie, inwestuje w sposób nietypowy, otwierając się tym samym na to, czego inni jeszcze mogli nie zauważyć.
Kup sobie sukces w sporcie
Chyba jedną z popularniejszych inwestycji, jakie można podjąć w ostatnim czasie jest piłka nożna. Kupno słynnego klubu piłkarskiego to dla większości bogaczy zwykły interes, który z czasem może stać się prawdziwą pasją. Angielska Premier League jest prawdopodobnie tą, w której jest najwięcej zagranicznych inwestorów. Nie powinno to nikogo dziwić, bo angielskie drużyny należą do najpopularniejszych na świecie (Manchester United, Liverpool, Arsenal) i przez to generują największy przychód. Wbrew pozorom zakup klubu piłkarskiego (najlepiej podupadającego lub takiego, który sobie nie radzi) to bardzo dobra inwestycja. Wpompowanie w drużynę kilkuset milionów euro i dobrego trenera sprawi, że prędzej czy później nawet największy kopciuszek powinien zacząć wygrywać.
Doskonałymi przykładami potwierdzającymi tę tezę są angielskie kluby: Chelsea i Manchester City, które przed przejęciem przez zagranicznych bogaczy były co najwyżej drużynami środka tabeli. Świat piłki nożnej protestuje, że sukcesu kupić nie można, ale wymienione drużyny już mistrzostwa swojego kraju wygrywały. Ba, Chelsea nawet triumfowała w elitarnej Lidze Mistrzów. Wszystko dzięki rosyjskiemu oligarchowi, Romanowi Abramowiczowi, który przez pierwsze dwa lata zarządzania wydał na budowę zespołu ponad miliard funtów. Kombinacje zawodników były różne, nie wszystkie udane, ale w końcu udało się znaleźć skład stworzony, by wygrywać. I trenera, który nie zna słowa „porażka” – Jose Mourinho.
Ostatnio to arabscy szejkowie szaleją w świecie piłki nożnej. Do nich należy m.in. Manchester City (właścicielem jest szejk Mansour bin Zayed Al Nahyan) czy Paris Saint-Germain (prezesem jest Nasser Al-Khelaifi) , które wysoko ustawiają poprzeczkę w ligowych starciach z rywalami. Przed rozpoczęciem obecnego sezonu, duże pieniądze w francuski klub AS Monaco wprowadził Rosjanin Dmitrij Rybołowlew. I choć w klub zainwestowano niemałe pieniądze, to Monakijczycy nie mogą (jeszcze) skutecznie rywalizować ze stołecznym PSG. Spośród polskich bogaczy, w piłkę nożną (klub Śląsk Wrocław) inwestuje przede wszystkim Zygmunt Solorz, jednak kwoty przez niego wprowadzane są śmieszne w stosunku do zagranicznych.
Inne kluby z wielką historią, ale niewystarczającym potencjałem finansowym (w Anglii to przede wszystkim Manchester United, Arsenal, Liverpool) czują zagrożenie ze strony zagranicznego kapitału. Dlatego wprowadzono zasadę „finansowego fair play”, zgodnie z którą ponadprzeciętne wydatki klubu muszą być odpowiednio uzasadnione albo zbilansowane przychodami. Mówiąc prościej: by móc kupić najdroższych piłkarzy świata, najpierw trzeba kilku sprzedać. Taka sytuacja miała miejsce podczas ostatniego okienka transferowego w Premier League, w którym to Manchester United kupił z Chelsea Londyn Juana Matę za 37,1 mln funtów, ustalając tym samym nowy klubowy rekord. Prawdopodobnie gdyby nie „finansowe fair play” Jose Mourinho nigdy by nie sprzedał swojej gwiazdy jednemu z największych rywali. Cóż, w piłce nożnej pieniądze są wyjątkowo skuteczną kartą przetargową.
Kup sobie Oscara
Gwiazdy filmu, którym aktorstwo już nie wystarcza, a zarobili wystarczająco dużo, by pójść dalej, mogą zostać producentami. Często taka inicjatywa jest zwykłą zachcianką – z cyklu „bo mogę” – ale w wielu przypadkach daje prawdziwą władzę. Posiadając własne studio filmowe, dany aktor uniezależnia się od finansów osób trzecich. Mówiąc krótko: może zrobić taki film, na jaki ma ochotę, nawet gdyby miał być on komercyjną klapą. Zazwyczaj tak jednak się nie dzieje, a studia filmowe, które należą do słynnych aktorów nie wypuszczają na światło dzienne gniotów. Brad Pitt ma Plan B Entertainment, Robert De Niro Tribeca Productions, Tom Cruise Cruise/Wagner Productions, a Mel Gibson Icon Productions. Wielkie nazwiska przyciągają wielkie pieniądze, a własne, w pewnym sensie niezależne, studio filmowe to praktycznie nieograniczona wolność w doborze realizowanego kina.
O tym, że na mediach można zarobić krocie, nikogo nie trzeba przekonywać. Ludzie tacy jak Rupert Murdoch czy Richard Branson (człowiek wielu talentów) udowadniają, że posiadanie własnej telewizji, gazety czy portalu internetowego jest nie tylko niezwykle dochodowe, ale i w pewnym zakresie umożliwia sterowanie opinii społecznych. Przecież wielu ludzi utożsamia się z tezami stawianymi w mediach uważanych za opiniotwórcze i przez to utrwala pogląd na dany temat. W Polsce prawdziwym gigantem medialnym jest Zygmunt Solorz-Żak, który w 2013 r. był na drugim miejscu najbogatszych Polaków. Majątek przekraczający 10 mld zł zagwarantowały mu inwestycje w operatora komórkowego Plus oraz telewizję Polsat. Gdy pozbędzie się największych zobowiązań finansowych, niewątpliwie zagrozi pozycji najbogatszego obecnie Polaka, Jana Kulczyka.
Własnym jachtem przez świat
Posiadanie supersportowego samochodu jest już passe. Teraz oznaką prawdziwego luksusu jest własny jacht. Ekskluzywne statki, często ociekające wręcz przepychem to coś, w co warto zainwestować, o ile mieszka się w kraju, w którym jest dostęp do akwenu wodnego. A nawet jeżeli go ma, to jakim problemem dla najbogatszych jest przeprowadzka do innego, bardziej odpowiedniego raju?
Najbardziej przerażające jest to, że luksusowy jacht to typowy przykład zwykłej zachcianki. Kupuję, bo mogę – takie motto zdaje się przyświecać ich właścicielom, skoro niektóre mogą kosztować nawet setki milionów dolarów. Wiele z okrętów bogaczy to nie jachty, a wręcz superjachty, czyli jednostki pływające o długości ponad 25 metrów. Taki okręt ma choćby Roman Abramowicz, wspomniany wcześniej właściciel klubu piłkarskiego Chelsea Londyn. Jego warty ponad 400 mln $ „Eclipse” do niedawna był największym, bo mierzącym 162 metry długości i ważącym 13 000 ton, luksusowym statkiem pływającym. Został on jednak pokonany przez 180-metrową łódź „Azzam”, której właścicielem jest prezydent Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Chalifa ibn Zajida Al Nahajjan.
Trudno zwykłymi słowami opisywać co takiego niezwykłego znajdziemy na statku za blisko pół miliarda $. Bardziej zasadnym pytaniem wydaje się: czego tam nie ma? Łazienki wykończone złotem, siłownie, sale kinowe, baseny to przy takim pułapie cenowym to już standard. O lądowisku dla helikoptera wspominać chyba nie trzeba, bo przecież na łódź jakoś trzeba się dostać. Na życzenie najbardziej przewrażliwionych na punkcie bezpieczeństwa osób, niektóre z jachtów mają nawet własne systemy przeciwrakietowe.
Imprezowanie po królewsku…
Czym jednak byłoby posiadanie wszystkich bogactw świata, gdyby nie było możliwości pochwalenia się nimi na wielkiej imprezie? Miliarderzy, a szczególnie „dzieci bogatych rodziców” lubią pławić się w luksusach i manifestować swoją „wyższość” na każdym kroku. Lubią również imprezować do upadłego.
Na takich imprezach, organizowanych czasami na wspomnianych wcześniej superjachtach, nierzadko pojawiają się słynne osobistości ze świata sportu, polityki czy rozrywki. Za gastronomię odpowiadają największe znakomitości (bo przecież nie można podać piwa i precelków), alkohol leje się strumieniami, często pojawiają się środki psychoaktywne z całego świata i najdroższe prostytutki, na które stać tylko nielicznych. Imprezy organizowane przez najbogatszych nie przypominają bynajmniej wesel czy zwykłych prywatek. Kosztują fortunę, więc tam wszystko musi być „naj”. Rekordzistą jest prawdopodobnie hinduski miliarder Lakshmi Mittal, który na ślub córki wydał ponad 23 mln $.
… a może z dala od cywilizacji?
Wśród miliarderów są jednak osoby, które od czasu do czasu chcą spędzić weekend albo nawet cały miesiąc w ciszy i spokoju. Tę można zaznać na wiele sposobów, choć najbardziej spektakularnym wydaje się pobyt na bezludnej wyspie. Ale skoro są właśnie takie miejsca na świecie, to czemu miałoby się nie dać kupić jednego z nich. Niestety, takie inwestycje wymagają prawdziwej fortuny. Wśród najbogatszych nie brakuje jednak prawdziwych kolekcjonerów, którzy kupują nie jedną wyspę, a wręcz całe archipelagi! Przecież potem można rozwinąć na nich działalność turystyczną, która szybko zacznie przynosić zyski.
Wyspa Mago w archipelagu Fidżi należy do Mela Gibsona, który kupił ją za „jedyne” 15 mln $. Swoją wysepkę ma również Leonardo DiCaprio, który na Blackadore Caye na Atlantyku niejednokrotnie spędzał bardzo intymne wakacje z dala od cywilizacji. Prawdziwym hegemonem jest jednak Richard Branson, twórca marki Virgin, którego Necker Island w sercu Brytyjskich Wysp Dziewiczych funkcjonuje jako luksusowy kurort, w którym jeden dzień pobytu kosztuje ok. 54 tys. $. Jak dobra jest to inwestycja może poświadczyć fakt, że o terminy na Necker Island trudno, a Branson za wyspę zapłacił jedyne 180 tys. funtów.
Piękni i bogaci
Nie ma co się oszukiwać, chyba każdy chciałby być bogaty. Trudno jednak znaleźć receptę na biznes, który zacznie przynosić nieprzyzwoite dochody. Ciężką pracą można osiągnąć wiele, ale by znaleźć się w gronie najbogatszych ludzi na świecie, to nie wystarczy. Szczęście i odpowiednie znajomości to coś, bez czego nawet największy talent oraz najlepsza inwestycja, po prostu się zmarnują.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Ja tam bym poleciał w kosmos, gdybym miał za dużo hajsu.