Mimo starań naukowców, wciąż jeszcze nie udało się pokonać śmierci. Być może za kilka dekad, po krótkiej hibernacji będziemy budzić się do życia na nowo, ale teraz pozostaje to w sferze science fiction. Dla niektórych osób bardzo ważne jest, by dotknąć gwiazd. Choćby po śmierci. Organizowanie pogrzebów w kosmosie to coraz bardziej dochodowy interes.
Niektórzy chcą, by ich ciało skremować i rozsypać nad morzem, inni preferują pochówek głęboko w puszczy. Ale Ziemia nigdy nie była ostatecznym celem naszej kosmicznej wędrówki. Zanim jeszcze zaczniemy kolonizować obce planety i podbijać rubieże wszechświata, niektórzy odbędą do gwiazd swoją ostatnią podróż. Tę najważniejszą i jednocześnie najmniej ważną. Po naszej śmierci, ciało przestanie być użyteczne. Warto wysłać je do gwiazd.
Gwiezdny pył
Tradycyjne pochówki na cmentarzu odchodzą w zapomnienie. Decyduje o tym kilka aspektów. Ludzie stają się coraz bardziej wymagający i oczekują spektakularnego pożegnania z tym światem. Jednocześnie stają się coraz bardziej mobilni i nie chcą wiązać pochówku bliskich z jednym konkretnym miejscem. A jakby jeszcze tego było mało, ceny tradycyjnych pogrzebów z roku na rok są coraz droższe. Nietypowe alternatywy są także interesujące pod względem finansowym.
Ale co wybrać zamiast cmentarza? Okazuje się, że kreatywność ludzka sama podrzuca najlepsze pomysły. Zamiast skupiać się na pogrzebie na Ziemi, czasami warto spojrzeć w gwiazdy. Na świecie jest kilka firm, które organizują pogrzeby w przestrzeni kosmicznej. Zamknięte szczelnie w urnach prochy ludzkie zostają wystrzelone poza atmosferę naszej planety, a następnie rozsypane wśród kosmicznego pyłu. Brzmi surrealistycznie? A taką ostatnią podróż można odbyć już za 2000$.
Wysyłanie prochów osób zmarłych na orbitę okołoziemską lub okołoksiężycową jest możliwe już od lat 90. ubiegłego wieku. Kolejne lata mają przynieść możliwość odbywania jeszcze dalszych podróży – na orbity innych planet Układu Słonecznego, a kiedyś być może i daleko poza strefę oddziaływań naszej dziennej gwiazdy. Firm, które zajmują się pogrzebami w kosmosie jest co najmniej kilka. Jedną z nich jest Celestis, która wyniosła w przestrzeń kosmiczną prochy m.in. Gene’a Roddenberry’ego, twórcy serialu „Star Trek” i Jamesa Doohana, odtwórcy roli Scotty’ego, głównego inżyniera statku kosmicznego Enteprise (rzecz jasna ze „Star Treka”). Na pokładzie rakiety Pegasus wyniesiono na ziemską orbitę prochy „24 pionierów”, osób najbardziej zasłużonych dla podboju kosmosu. Obok Roddenberry’ego znalazł się wśród nich Krafft Arnold Ehricke (niemiecki inżynier napędów rakietowych), fizyk Gerard K. O’Neill, Timothy Leary, jedna z ikon ruchu hipisowskiego czy Marta West, wieloletnia pracownica NASA, zasłużona choćby w misjach Apollo. Kapsuła zawierająca ich prochy weszła w ziemską atmosferę i spłonęła w 2002 r.
Ale na pogrzeb w kosmosie może zdecydować się każdy. No, prawie każdy. Wystarczy wyłożyć wspomniane wcześniej 2000$, a firma Elysium Space zamknie jego prochy szczelnie w kapsule z wygrawerowanymi danymi, a następnie rozsypie je z dala od Ziemi. Statki kosmiczne Elysium wystrzeliwuje się w kosmos wraz z satelitami komercyjnymi i badawczymi z Przylądka Canaveral na Florydzie. Cały proces jest nagrywany i wyświetlany w Internecie, ale istnieje też możliwość obejrzenia go bezpośrednio z centrum NASA. Kapsuły, które przez kilka miesięcy orbitują wokół naszej planety, otrzymują nadany przez NORAD specjalny numer identyfikacyjny, dzięki czemu ich położenie można śledzić. Choćby za pomocą aplikacji dostępnych na Androida i iOS-a.
Per aspera ad astra
Droga do gwiazd jest dostępna potencjalnie dla każdego. Ceny pośmiertnych lotów w kosmos nie są ta astronomiczne jak odbycie ich za życia. Wynika to z jednego prostego faktu – przetransportowanie człowiek z odpowiednim ekwipunkiem i załogą dodatkową poza Ziemię jest niezwykle kosztowne. W przypadku nawet najbardziej spektakularnej urny to tylko „ładunek”, któremu nie trzeba zapewniać tlenu, pożywienia i miejsca choćby do minimalnej aktywności.
Usługi pogrzebowe bardzo zmieniły się na przestrzeni ostatnich 50 lat. Powoli odchodzi się od tradycyjnych religijnych rytuałów. Sądzę, że perspektywa przekroczenia granic Drogi Mlecznej czy stania się po śmierci czymś na kształt spadającej gwiazdy jest wystarczająco poetycka, by wiele osób chciało w ten sposób pożegnać się ze światem.
– Thomas Civeit, szef Elysium Space
Opłaty pobierane przez firmy takie jak Elysium Space czy Celestis w największej mierze zależą od ilości prochów, które chcemy wysłać oraz rodzaju pozaziemskich wojaży. W ofercie jest dostępnych kilka kapsuł o różnych pojemnościach – 1 g, 2 g, 7 g oraz 14 g (największa dla prochów dwóch osób). Im większa kapsuła, tym drożej. Podobna zależność zachodzi w odniesieniu od rodzaju i liczby aktywności, które ma przejść kapsuła zanim prochy zostaną wysypane.
Lot suborbitalny to najtańszy, omówiony już wcześniej (Elysium Space) sposób na sięgnięcie gwiazd dla naszych zmarłych. Niestety, jest to także najkrótsza z możliwych wycieczek. Ponieważ kapsuły wystrzelone na orbitę okołoziemską stopniowo opadają, zmarły ostatecznie i tak spoczywa na Ziemi. Co ciekawe, były okresy promocji, podczas których wystrzelenie kapsuły przez Elysium Space można było kupić już za 700$.
Innym typem kosmicznych wojaży jest umieszczenie niewielkiej ilości prochów zmarłego na pokładzie prawdziwego satelity, który krąży po orbicie okołoziemskiej. Prochy pozostają na orbicie od 10 do 240 lat, w zależności od wielu czynników, które wpływają na ekspedycję. Ostatecznie płoną w ziemskiej atmosferze, gdzieś pomiędzy Ziemią a niebem… Taka podróż kosztuje – w zależności od wybranej kapsuły – od 2500 do 7500$.
Ale prochy zmarłego mogą znaleźć się także na orbicie lub nawet powierzchni Księżyca. W 1999 r. firma Celestis zorganizowała pierwszy pochówek na Srebrnym Globie. Spoczęły na nim szczątki jednego z odkrywców komety Shoemaker-Levy 9, która w latach 90. XX w. zderzyła się z Jowiszem. Prochy Eugene Shoemakera poleciały na Księżyc wraz z sondą Lunar Prospector. Eksperci przewidują, że z czasem pochówki na naszym naturalnym satelicie staną się normą. Można już rezerwować miejsca. Ceny wahają się od 10 do 30 tys. $.
Prawdopodobnie najbardziej ekstremalną i najbardziej kuszącą opcją ze wszystkich jest dołączenie prochów zmarłego do jednej z misji badających Wszechświat poza Układem Słonecznym (choćby podróżujące już daleko od Ziemi Voyagery). To najbardziej ekscytująca perspektywa, bo prochy zmarłego zostają wysłane w nieznane zakamarki Wszechświata. A w otchłani kosmosu, być może jakaś bardziej rozwinięta cywilizacja je przechwyci i – kto wie – może wskrzesi danego podróżnika? Ceny takich ekspedycji to od 13 do 40 tys. $. Do tej pory w najdalszą podróż poleciały prochy Clyde’a Tombaugha, odkrywcy planety Neptun. Mały pojemnik z jego prochami poleciał w przestrzeń kosmiczną na pokładzie wystrzelonego przez NASA w 2006 r. próbnika New Horizons.
Między gwiazdami
Trudno teraz ferować wyroki, ale może zdarzyć się tak, że w przyszłości większość, jeżeli nie wszystkie pogrzeby będą odbywać się w przestrzeni kosmicznej. Może okazać się to konieczne ze względu na ograniczoną pojemność naszej planety i miejsc, w których mogą powstawać nekropolie. Pewnego dnia może zdarzyć się tak, że już po prostu nie będzie gdzie chować zmarłych, a kremacja będzie koniecznością. Socjolodzy przewidują, że za 20-30 lat ludzie nie będą tak mocno przywiązywać się do prochów najbliższych jak dzisiaj. Potrzeba kremacji najbliższej osoby, zapakowania prochów w urnę i postawienia na przysłowiowym kominku nie będzie już tak mocna jak dzisiaj. Prochy, których ot tak nie można wysypać na świeżym powietrzu, trzeba będzie wysyłać w kosmos. Tak będzie najtaniej i najoszczędniej jeżeli chodzi o miejsce na Ziemi.
Kosmiczne pogrzeby staną się także standardem dla astronautów przyszłych generacji. Zakładając, że w przyszłości podróże międzygalaktyczne staną się możliwe, ludzie będą rodzić się i umierać na statkach kosmicznych przemierzających kosmos. To na razie wizja twórców science fiction, ale po prostu nie ma innej opcji, jeżeli faktycznie chcemy eksplorować Wszechświat. Kiedy jeden z astronautów umrze na służbie, nie będzie można po prostu odesłać go na Ziemię, bo odległość do naszej planety będzie za duża. Ale ciała nie będzie można ot tak wystrzelić w przestrzeń kosmiczną by dryfowało zanim nie zderzy się z jakimś obiektem astronomicznym lub nie spali w atmosferze obcej planety. Jedyną realną opcją wydaje się być zatem kremacja na pokładzie statku i dopiero następne rozsypanie prochów w kosmosie.
Etycy i obrońcy godności człowieka biją na alarm. To niehumanitarne? Człowiek jako Obywatel Wszechświata, a nie jedynie mieszkaniec Ziemi, musi pogodzić się z myślą, że może mu przyjść umrzeć z dala od Błękitnej Planety. Jeżeli staniemy się gatunkiem terraformującym obce planety, dla wielu nie będzie już powrotu na Ziemię. Jest także pewna fanatyczna grupka osób, które są przekonane, że życie na naszej planecie wzięło się stąd, że jakaś inna, zaawansowana cywilizacja, rozsypała tu swoje prochy, w ten niezwykły sposób siejąc ziarno istnienia. Szanse na to są niewielkie, ale złota zasada fizyki mówi, że póki nie udowodnisz, że coś nie istnieje, to nawet najbardziej abstrakcyjne pomysły mogą być realne.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
A jak bym całe ciało chciał po smierci wystrzelić powiedzmy w kierunku Andromedy zeby dryfowało w przestrzeni miliony lat.
Fajne, ale ja zainteresował bym się tym, żeby moje ciało zostało w całości w trumnie i po wzniesieniu ponad atmosferę otworzyło by się jakoś wieko lekko, żeby była próżnia wtedy, żeby ciało się nie psuło. I moja trumna została by wycelowana w najbliższą gwiazdę – za paręnaście milionów bym tam odleciał.
Dokładnie o tym samym pomyślałem :-), a kto wie może przy dobrym zrządzeniu losu byśmy podryfowali w jakieś ciekawe zakamarki kosmosu.